Brytyjczycy: Polacy, wynoście się z Anglii!
Aż 84 proc. Brytyjczyków chce całkowitego wstrzymania imigracji. Powodem jest 500 tys. miejsc pracy, które stracili Brytyjczycy - pisze dziennik "Polska".
Nasi rodacy sami też nabrali dystansu do kraju, który jeszcze niedawno traktowali jak ziemię obiecaną. Pierwsze otrzeźwienie wywołał spadek wartości funta. Potem okazało się, że nie wszyscy Brytyjczycy przepadają za przybyszami, z których wielu nawet nie zna angielskiego. Naszym rodakom też niełatwo przywyknąć do porządków panujących na Wyspach.
Teraz brytyjski rząd po raz pierwszy przyznał, że masowy napływ imigrantów, w tym Polaków, kosztował rodowitych Brytyjczyków setki tysięcy miejsc pracy. Opublikowany raport Biura Statystyk Narodowych wywołał ostrą dyskusję o przyszłości napływowych pracowników. Aż 84 proc. Brytyjczyków chce całkowitego wstrzymania imigracji.
Według raportu już 1 na 8 miejsc pracy na Wyspach zajmuje pracownik, który urodził się w innym kraju. Ta kategoria obejmuje zarówno niedawnych imigrantów, jak i naturalizowanych obywateli. Brytyjczycy, zwłaszcza ci gorzej sytuowani, coraz mocniej protestują przeciwko polityce otwarcia na imigrantów z Europy Wschodniej.
Od 2004 r., kiedy W. Brytania otworzyła swój rynek pracy dla obywateli nowych krajów Unii Europejskiej, rodowici Brytyjczycy stracili aż pół miliona miejsc pracy: w 2004 r. pracę miało 24,4 mln z nich, dziś już tylko 23,9 mln. Te dane wywołały oburzenie. Do tej pory rząd utrzymywał, że napływ pracowników z Europy Środkowej nie zaszkodził brytyjskiemu rynkowi pracy. Statystyki wykazywały wręcz wzrost zatrudnienia wśród Brytyjczyków. Tamte badania nie brały pod uwagę Brytyjczyków, którzy dopiero niedawno dostali obywatelstwo.
Raport opublikowano w gorącym momencie. W ubiegłym tygodniu komisja gospodarki Izby Lordów opublikowała własne opracowanie wykazujące, że masowa imigracja nie wniosła niczego dobrego do gospodarki. Badania opinii publicznej przeprowadzone na zlecenie telewizji Channel 4 wykazały, że aż 83 proc. Brytyjczyków uważa, że kraj przeżywa kryzys imigracyjny. Co ciekawe, ich zdanie podziela aż 58 proc. imigrantów. 84 proc. obywateli Zjednoczonego Królestwa chce zatrzymania imigracji, a 69 proc. badanych uważa, że imigranci są lepiej traktowani.
Ta niechęć do nowych sąsiadów jest coraz wyraźniejsza. Przekonał się o tym dziennikarz "Timesa" Rageh Omaar, który rozmawiał z brytyjskimi robotnikami w 40. rocznicę tzw. mowy o rzekach krwi konserwatysty Enocha Powella. W kwietniu 1968 r. Powell przestrzegał, że napływ imigrantów powali Brytanię na kolana. Jego poglądy najwyraźniej nadal są żywe. Tyle tylko, że dziś tymi, którzy "niszczą Brytanię", nie są czarni mieszkańcy dawnych kolonii, a Polacy, Rumuni czy Litwini.
- Czułem się jak obywatel drugiej kategorii - mówił Dave James, bezrobotny, który opowiadał o tym, jak oburzony wyszedł z biura pracy, gdzie miał stanąć w jednej kolejce ze wschodnimi Europejczykami. - Oni mówią tyloma językami, że mówiąc po angielsku, nie jestem rozumiany we własnym kraju - żalił się Ricky Scott, czyściciel dywanów, który sam jest potomkiem imigrantów z Jamajki.
Ale prof. Robert Rowthorn z Cambridge, jeden z autorów raportu, twierdzi, że winni spadkowi zatrudnienia często są sami Brytyjczycy. Brakujące pół miliona miejsc pracy zajmowali wcześniej robotnicy dorywczy, często bez podstawówki. Anglicy nazywają ich pokoleniem Neets, "not in education, employment or training", czyli "niekształcący się, niepracujący ani nieszkolący się".
- To najbardziej wrażliwa na zmiany, najsłabiej przygotowana i często najmniej zmotywowana grupa pracowników - mówi profesor Rowthorn. - Wschodni Europejczycy stanowią dla nich zagrożenie, bo po prostu są dobrymi pracownikami.
Cały artykuł kliknij tutaj...