nasze opowiadania

Polaków rozmowy na każdy temat, także humor i ciekawostki. Nie wiesz gdzie zacząć? Zacznij swój wątek tutaj.

Pt 13 kwi, 2007 18:10

"poprostu"

Rozmazane od tuszu oczy, poczochrane włosy, naciągniety stary,ukochany sweter.Panicznie bała się luster. Ilekroć widziała swoje odbicie w sklepowej witrynie przyśpieszała kroku, zakrywajac twarz w jej drobnych dłoniach. Czuła na sobie wzrok przechodniów, słyszała te szydercze śmiechy, czasem też słowa współczucia.
W jej wynajetym pokoju panował chaos, książki porozrzucane,niedbale odkurzony stary dywan, regał z pamiatkami z dzieciństwa aż prosił się by strzepnąc troche kurzu,lecz kochała te swoje lenistwo,tłumaczyła je tym ze woli artystyczny nieład.
-po co mam sprzatać?-powiedziala do siebie-skoro i tak tu nikt nie przyjdzie.
Poniekad miala racje, juz dawno nikt jej nie odwiedzial, o starych znajomych sluch zaginął, akurat wtedy kiedy ich potrzebowala.
Siedziała na parapecie, wpatrując się w najcudniejsze zjawisko jakim jest ksiezyc, zastanawiala sie czy tam gdzies w górze istnieje jakies zycie, to lepsze niz tu na ziemi.

Szedł patrząc przed siebie, szarzejącą od braku słońca ulicą. Głowa mu ciążyła od myśli. Raz to o niej, raz to o owym co jeszcze przed chwilą zostawił w biurze na wielkim, mahoniowym stole pełnym dokumentów. To co o niej, przeważyło nad sprawami przesłanymi mu przez prokuraturę. ,,Bardzo ważne", czekało na zapoznanie i podpis. Wygrało ,,zaległe, nie zabliźnione, bolesne po każdym przebudzeniu". Nie dał rady zachować pionu, należytego palestrze. Tak się wcześniej widział, taką miał na swój temat fantazję. Genialny syn swego zasłużonego w rodzinnej profesji ojca. Teraz był niezręcznym, delikatnym chłopczyną, potykającym się o próg drzwi jej klatki schodowej. O mały włos nie rozbił głowy o balustradę schodów. To go ocuciło z poczucia wyalienowania. Pomyślał - użalam się nad sobą jak dzieciak co dostał po brudnych łapkach. W głowie miał melodię, jak ulał pasowała do tej tragifarsy - on idący zmagający się ze swym uczuciem, wchodzi do jej kamienicy i rozwala głowę o starą poręcz schodową. Leży, krwawi, wtedy ona schodzi, doszczega go, biegnie i przytula. I żyli długo i szczęśliwie. Zaśmiał się - Nie, co ja robię! Przecież skrzywdziłem ją a to ostatnia rzecz jaką mogłem jej zrobić. Wyszedł na ulicę, zapalił papierosa i spojżał w górę na czwarty rząd okien. Było tam słabe, pomarańczowe światło. Znał je, śmieszna lampka z kloszem przypominającym słomiany kapelusz. - Pewnie teraz siedzi na wersalce, z podkulonymi nogami i czyta te łzawe powiastki o ludziach wrażliwych jak motyle. Wlało mu się w czoło uciążliwe ciepło, aż się zmarszczył i nie powstrzymał łez -Jak mi strasznie tego brakuje...
Nagle uderzyło go coś na kształt absolutnej pewności. Ruszył w stronę drzwi, wbiegł na schody z lekkością osiągając pierwszą kondygnację. Zatrzymał się. Nie wahał się, lecz chciał celebrować tę chwilę. Miał pewność co do swojej decyzji, znał doskonale tę dziewczynę, czuł, że uda mu się ją przekonać. Był w końcu świetnym obrońcą. ,,Górnik King" krzyczało ze ściany. Złapał oddech - No więc dalej, bliżej jej drobnych dłoni, rozmazanych oczu, porcelanowej postaci - szeptem dał wyraz swemu pragnieniu. Przebył drugie piętro, by zatrzymać się na trzecim. Słyszał dźwięk potężnej wiertarki - cholera! Właśnie teraz! - znienawidził w jednej chwili faceta, który wciąż coś wiercił i rozkuwał. Był to ich sąsiad gdy przez rok mieszkali razem. Rył i stukał każdego dnia. Nauczyli się z tego śmiać, mówili, że facet codziennie zmienia design swego mieszkania. W poniedziałek renesans, wtorek futurystyczna asceza, barokowa środa, secesyjny czwartek, piątek w gotyku no i romantyczna sobota a w niedzielę pełen eklektyzm, bo szwagier ze szwagierką i szurniętą gromadą dzieciąt demolują formę. Więc w poniedziałek od początku. Śmiał się z tego wraz z Zosią. Potem przestali zwracać na to uwagę. No chyba, że ogarniał ich żar i pożądanie, wtedy sąsiad, był jak bezpieczny seks.
Cholera! nawet nie będzie słyszeć mojego pukania, nie mówiąc o skomleniu przez drzwi - stracił polot. Stał i przez chwilę zastanawiał się. Mantrował w myślach ,,kocham cię, kocham cię, kocham...". Wielka piekielna wiertara wydała dziwny dźwięk i umarła. Podniósł głowę - jeszcze jedna kondygnacja, niebo mi sprzyja. Jeśli się uda, to podejmę się sprawy tej biednej kobiety, obiecuję ci Boże. Wbiegł po schodach i miarowym krokiem szedł korytarzem ku drzwiom. Denerwował się, ciężko łapał powietrze - kocham cię, kocham cię... - Zapukał.
Z wieczornych rozmyslan wybil ja glosny stukot obcasow, a ze sluch ma dobry,wiedziała ze sa to kroki meskie. Ciezki oddech zblizał sie coraz mocniejszym akcentem do jej drzwi. Po chwili głośne pukanie. Oblal ja zimny dreszcz.Postanowiła nie otwierać, wiedziała że to ON. Nie dał za wygraną, dobijał się do jej mieszkania wkońcu wykrzyczała -czego chcesz?
-porozmawiać-odpowiedział ciepłym jak czerwcowy poranek glosem.
W jego mocno opartej lecz delikatnej barwie głosu mozna bylo wyczuć niepokój a zarazem ciekawość.
-o czym Ty chcesz rozmawiać-zgrzytneła
- o Tobie, o Nas-powiedział mężczyzna ubrany w ciemny sweter i długie jeansy.
-nie ma mnie , nie ma nas, nie bylo, nie bedzie-wyrzucila z siebie dziewczyna.
Nie rezygnował, wiedział,ze jezeli teraz odejdzie straci swa szanse.
-odejdz-powiedziala półgłosem, tak jakby nie chciala zeby ja uslyszal, myslami pragnela by znalazl sie tuz za drzwiami jej mieszkania, by znów jego kaszmirowe oczy wpatrywaly sie w jej rumiana twarz. By znow wrocily te piekne chwile, ktore dzielili razem.
Chlodny poranek, zmarzniete palce u stóp i zsiniałe usta. Cieplo, o jakim marzyla bylo tak odlegle, jedyne co jej pozostalo to wełniany koc i malinowa herbata. Snuła sie po mieszkaniu, próbujac znalesc swoje miejsce ( w niewielkim pomieszczeniu za wiele sie nie nachodzila).Usiadla na wersalce, z lekko juz wystajacymi sprezynami i znow zaczela rozmyslac. Kiedys planowali przyszlosc razem, teraz wszystko jest w liczbie pojedynczej. Wszystko przez tą idiotke. To dlatego ja opuscil,dla innej. Nie zniosl ironi sasiadow, ze jego dziewczyna "to dziwaczka".Znalazł sobie inna, ładniejszą, z mocnym charakterem i co najwazniejsze z wyksztalceniem no bo przeciez czlowiek "wplywowy"jak zwykl mawiac nie moze narazac sie na utrate swego zacnego "tytulu" mecenasa. Chciala pokochac jego prace,wspierac go,lecz nie dał jej na to szansy. A wczoraj jak niby nigdy nic przyszedł ot tak! proszac o rozmowe.
-co on sobie mysli-krzykneła po czym zorientowala sie ze w okół niej nie ma nikogo.Znow jej sie to zdarzyło.

Ciepły wieczór, na niebie tysiące migocacych swiatelek, bedzie padac. W pokoju panowała cisza,przerywana co jakiś czas westchnieniami nad romansidłem. Znow te kroki. Tym razem ludzila sie ze to tylko wyobraznia....
- Zosiu ! -ten sam harmonijny głos zawołał -Zosiu prosze Cię otwórz. Zerwała się z wersalki i przyłożyła ucho do drzwi.
-Zosiu otwórz wiem ze tam jesteś, pozwól mi coś powiedzieć, nie chce się tłumaczyć -nalegał mężczyzna.
Jej serce biło coraz szybciej , chciała usłyszeć słowa których jeszcze nikt nie wymyślił.
-Zosiu -powtórzył mężczyzna- chcę żebyś wiedziała..ze.. Jej oczy wypełniły się łzami, dławiła w sobie smutek, gdyz nie chciała zeby ja usłyszał.Nie przerywała mu.
-kocham Cię słyszysz? nigdy nie przestałem.
-tak poprostu? -wydobyła z siebie Zosia.
-tak poprostu... -odpowiedział Piotr -Proszę Cię odpowiedz. To teraz wymyka się nam tak daleko, że łatwiej jest już rozsypać niż złożyć a musimy to złożyć, to właśnie jest dobre, to jest to, a reszta to poza tym...
- Nie pasuję do twojego świata, twój ojciec patrzy na mnie jak na sprzątaczkę co przychodzi sprzątać...
- Pieprz mojego ojca! Do diabła z tą całą hermetycznością mojej porąbanej rodziny! - Znowu usłyszał jak płaczę, oddycha przez usta i wyciera zakatarzony nosek. Miniaturka jak o nim mówił strojąc sobie żarty.
- Co mi tam twój ojciec, twoja mama a nawet ta snobka siostra - płakała i krzyczała a jej głos łamał się co frazę - co mi tam twoi poważani, zamożni znajomi, kiedy najistotniejszy jest ten twój związek z Anną!
- jaki związek...?!
- Nie! daj mi już spokój - znowu toneła we łzach - daj mi poprostu spokój, jestem zmęczona, zachowywaniem spokoju, gdy tak cholernie trudno go zachować! Idż, pozwól mi normalnie żyć.
- Co to znaczy normalnie żyć?- zsunął się na wycieraczkę, usiadł i oparł plecy o drzwi. Dłonie miał brudne od podłogi, wytarł je o sweter kiwając ciągle głową - Co to znaczy normalnie żyć? Ja żyję normalnie. Tylko budzę się co rano i mówię Boże powiedz mi jak żyć. I robię swoje i jestem dobry, ale tylko dobry, dobry syn, dobry kolega, dobry przyjaciel, dobry adwokat. Ale tylko dobry, bo mam jakby dziurę w brzychu. Mam tam wielką pustą przestrzeń, którą przelatuje powietrze i wysysa jak przez odkurzacz całą siłę - rozpłakał się, tymi samymi brudnymi dłońmi otulił twarz - ja żyję tak poprostu, tylko żyję, połowicznie żyję. Żyję sobie... Zosia siedziała oparta o drugą stronę drzwi i zastygła jak porcelanowa japońska lalka. Miała spokojny oddech a na twarzy wyrozumiałość.
- A Anna - Kontynuował po chwili - To stara kumpela jeszcze z podstawówy, potem razem studiowaliśmy prawo, moi starzy widzieli w niej od początku moją przyszłą żonę. Przyznaję, chodziliśmy ze sobą ale ostatnio do niczego nie doszło. Ona nawet kombinowała, nasi starzy wymyślili jakieś wspólne spotkanie, beznadieja, beznadzieja!
- wyglądało to inaczej - odezwała się przez drzwi.
- wyglądało ale nie ja byłem reżyserem i do niczego nie doszło, przysięgam - odwrócił się w stronę dzielących ich niebieskich drzwi jak by chciał by mimo zapory zobaczyła słowa na jego ustach.
- wyglądało inaczej - powtórzyła - nie nie jeszcze raz nie, idż proszę, proszę cię. Ty zawsze potrafisz zrobić mi mętlik w głowie. Nie chcę tego słuchać, jesteś dobrym prawnikiem, ja nie mam siły się opierać twoim słowom - na dolnej kondygnacji zaczęła uciążliwie bulgotać, wielka wiertara. Zosia prawie krzyczała - Nie potrafię się przed tobą opierać. Ty zmieniasz wszystko co podpowiada mi rozsądek, co podpowiada mi rozum - kucie i wiercenie wzmagało się do granic przyzwoitości, krzyczała jeszcze głośniej, ocierając twarz przemokniętą chusteczką - ja chcę mieć normalny dom, męża który zawsze będzie wracał do domu o tej samej porze. Chcę mieć kiedyś dużo umorusanych dzieci! Słyszysz?! Umorusanych gromadkę dzieci i nie chcę się tym wszystkim przejmować, że jestem taka a nie inna!!!- wykrzyczała i zamarła. wiertarka również. Siedziała wtulona w drzwi w zupełnej ciszy. - słyszałeś? - spytała. Nikt nie odpowiadał. Jesteś tam? - spytała i wstała na kolana by spojżeć w dziurkę od klucza. Korytaż był ciemny i pusty, prócz przejaśnień od oddalonych schodów. Usłyszała zbliżające się miarowo kroki. twarde buty stukały o posadzkę. Najpierw gdzieś w okolicach schodów a następnie coraz bliżej. Zobaczyła ciemną postać kroczącą po korytarzu. Odsunęła twarz od drzwi. Bała się, że jak dojrzy jego twarz to zupełnie się rozklei. On wtedy nic nie musiał by mówić, ona była by bezwolna w tej jego dobroci bijącę z oczu. Usiadła jak poprzednio, opierając ię o niebieskie drzwi. Biło jej serce, wsłuchiwała się w coraz bliższe kroki.
- Jesteś tam? - spytał spokojnie
- Dlaczego poszedłeś? Nie słyszałeś co do ciebie mówiłam?
- Nie, przepraszam. Poszedłem załatwić coś co powinienem był załatwić już od dawna.
- Co zrobiłeś?! - spytała bardzo zaciekawiona
- przyniosłem Ci głowę wielkiego remontowego
- co zrobiłeś?!! - wykrzyczała przestraszona ciszą jaka panowała dookoła
- przyniosłem ci w ofierze głowę wielkiego remontowego czy wiertniczego jak tam wolisz... - Nie skończył jeszcze mówić gdy usłyszał pospiesznie przekręcane zamki w drzwiach. Otworzyła szeroko patrząc na niego z przerażeniem. Stał ze smutną twarzą a w ręce wysoko trzymał czarnego grubego kota.
- Behemot wrócił, poszedłem go złapać - uśmiechnął się a ona rozpromieniała jak landrynki na witrynie sklepowej. Śmiali się i płakali jednocześnie. Kot zeskoczył i wsunął się w mieszkanie a oni stali jedno w jasnym mieszkaniu, drugie na ponurym korytarzu wiedząc, że i tak za sekundę połączy ich środek.

THE END
/wrote by Eva & Fitz Roy

Eva
Weteran

  • Posty: 253
  • Dołączył(a): Śr 22 lut, 2006 06:21
  • Lokalizacja: polska

Pn 16 kwi, 2007 19:00

Eva napisał(a):"poprostu"
W głowie miał melodię, jak ulał pasowała do tej tragifarsy - on idący zmagający się ze swym uczuciem (...) ona schodzi, doszczega go, biegnie i przytula (...)

. No chyba, że ogarniał ich żar i pożądanie, wtedy sąsiad, był jak bezpieczny seks.

Z wieczornych rozmyslan wybil ja glosny stukot obcasow, a ze sluch ma dobry,wiedziała ze sa to kroki meskie.


-Zosiu otwórz wiem ze tam jesteś, pozwól mi coś powiedzieć, nie chce się tłumaczyć -nalegał mężczyzna.


Mam kilka uwag:

Kiedy pojawia się bohater "idący zmagający", a ona go "doszczega", to rzeczywiście można mówić o tragifarsie.

Nie rozumiem metafory o sąsiedzie.

Nie wierzę, że słuchem można rozpoznać płeć kroków.

A jak ktoś oświadcza, że chce coś powiedzieć - a tu ewidetnie Piotr-adwokat występuje w swojej obronie - a do tego dodaje, że nie chce się tłumaczyć, to brzmi to zupełnie dwuznacznie.

Czy to streszczenie scenariusza telenoweli? Forma wydaje mi się mocno klasyczna: ona - bez sukcesów, zwyczajna kobieta z bardzo bogatym wnętrzem ( żeby nie było, że zbyt zwyczajna - czytaj: nieciekawa - a poza tym, on ją musi za coś kochać). On - adwokat z dobrej rodziny, która między nimi intryguje, ale wszystko dobrze się kończy, bo uczucie zwycięża. Może się mylę i istnieje tutaj jakaś ukryta historia, której pośród mieszaniny czasów jednak nie dostrzegłam.

Avatar użytkownika
ramona
Rozkręca się

  • Posty: 83
  • Dołączył(a): Pn 16 paź, 2006 19:52

Pn 16 kwi, 2007 19:55

ramona napisał(a): Nie wierzę, że słuchem można rozpoznać płeć kroków.


Mozna, pod warunkiem, ze kobieta nosi obcasy. Poza tym, meski krok mozna rowniez rozpoznac bez problemu. Specyficzny, ciezki chod :mrgreen:

A tak naprawde wszystko zalezy od obuwia. Jednak w tym pzypadku nie zakladamy, ze ten mezczyzna zalozyl szpilki :mrgreen:

Angel

Avatar użytkownika
Aniolek
Weteran

  • Posty: 1439
  • Dołączył(a): Wt 14 lut, 2006 15:20
  • Lokalizacja: Newcastle/NE2/Warszawa

Pn 16 kwi, 2007 20:24

Mogła być i ciężka kobieta w płaskim obuwiu. Nie wszystkie noszą szpilki i wymownie postukują.

Avatar użytkownika
ramona
Rozkręca się

  • Posty: 83
  • Dołączył(a): Pn 16 paź, 2006 19:52

Pn 16 kwi, 2007 20:31

Tak ramona, przy zalozeniu, ze to angielka w rozklekotanych klapkach po wizycie w McDonalds :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

Angel

Avatar użytkownika
Aniolek
Weteran

  • Posty: 1439
  • Dołączył(a): Wt 14 lut, 2006 15:20
  • Lokalizacja: Newcastle/NE2/Warszawa

Pn 16 kwi, 2007 20:40

cyt;LUDZIE,LUDZIĄ ZGOTOWALI TEN LOS- a to z jakies ksiazki cytat? taki test

chrzanek666
Rozkręca się

  • Posty: 81
  • Dołączył(a): N 04 lut, 2007 14:08
  • Lokalizacja: wielkopolska

Pn 16 kwi, 2007 20:42

Nie wiedziałam, że akcja dzieje się w kraju, gdzie tylko zwiewne nimfy na obcasach chodzą po schodach.

[ Dodano: Pon 16 Kwi, 2007 21:43 ]
chrzanek666 napisał(a):cyt;LUDZIE,LUDZIĄ ZGOTOWALI TEN LOS- a to z jakies ksiazki cytat? taki test


Ale test - to z "Medalionów" Nałkowskiej. Ludzie ludziom.

Avatar użytkownika
ramona
Rozkręca się

  • Posty: 83
  • Dołączył(a): Pn 16 paź, 2006 19:52

Wt 17 kwi, 2007 03:26

Ramonko ..faktycznie w opowiadaniu mozna dostrzec kilka bledow stylistycznych lub skladniowych ale pisalismy te historie wraz z kolega pod pewnym wplywem emocji...wiec stad tez ewentualne niedociagniecia :)
jesli ktos nie jest w stanie zrozumiec opowiadanka to..hm coz ja bede tlumaczyc .. :) nie chodzi o to by to wszystko bylo zrozumiale dla kazdego... bo to juz sprawa indywidualna :) kazdy z nas interpretuje to wszystko inaczej :) kilku osobkom opowiadanie sie podoba zatem i ja jestem zadowolona :) dziekuje za wszelkie uwagi bo kazde sa cenne :) serdecznie pozdrawiam :)
ps. bron Boze telenowela...odrobina fantazji to nie grzech :)))))

Eva
Weteran

  • Posty: 253
  • Dołączył(a): Śr 22 lut, 2006 06:21
  • Lokalizacja: polska

Wt 17 kwi, 2007 14:45

''NO title''

To bylo to lato kiedy zginela Agelika K. Wlasciwie, nie zginela, to zbyt niescisle, poprostu zostala zamordowana w Kosciele. A ja w Kosciele dowiedzialam sie o tym, I w dordze powrotnej stapajac po oblepionym chodniku przesiaknietym dusznym zapachem kamfory zmieszanej z olejem z pobliskiego Chip Shopu, przypomnialam sobie o piosence s.p Grzegorza Ciechowskiego ‘’Moja Angelika’’. Anioly, w zakachaniu swym spadaja w niebo, az na dno…Poczulam silny zwiazek z Ciechowskim I Kluk zarazem, chcialabym powiedziec Grzeskowi,ze skomponowal ta piosenke chyba wlasnie dla niej, chociaz pewnie nigdy sie nie znali, bo ona byla studentka z Gdanska, a Grzesiek mial kumpli w Warszawie I tam bawil sie z Bohema. A ona oddala sie Szkocji z Pasja, po czym to wszystko dowrocilo sie przeciwko niej, a nie jeden citizen Wielkiej B teraz wciera w jej twarz krem z blota I jadu, a Lachy nie lepsze, nie znajac sytuacji, dosypuja soli I pieprzu, I tak dusi sie ta potrawa ludzkiego niezrozumienia na wolnym ogniu.

Ale najwazniejsze, ze byla dobra dziewczyna I miala stypendium. W dzisiejszej dobie – juz nie wyscigu szczurow – lecz wscieklych gepardow I hien, czlowiek jest mierzony wedlug procentow z Nowej Matury. A po godzinach moze oddawac sie nawet szympansom, najwazniejsze, aby w Wielkanoc byl w Kosciele I mial dobre oceny w szkole, ktora miesci sie przynajmniej na pierwszej stronie listy opublikowanej przez GW. Tak sobie zyjemy w swoich wirtualnych swiatach, myslac, ze Zdrowas Mario pod Pomnikiem Jana Pawala II wypierze brudy I usunie plesn raz na zawsze. To jednak dzialanie jednorazowe, podobne dzialaniu saszetki Vanisha rozlanej na plame po winie z imprezy u wujka Kazika. Zwykla uluda, szybka medialna akcja, usmieszek I powrot do swojej dulskiej, mieszczanskiej rzeczywistosci.

Ta sprawa z Angelika nie dawala mi spokoju tego lata. Chodzac po tych wszystkich chodnikach, nawet tych czyszczonych para w strefie City, myslalam caly czas, o tej zagadce, o tej sile ludzkiej namietnosci. A takze o naszym ulubionym zwierzatku - malej, zielonej, mambie, z ktora kazdy chce tanczyc sambe I miec ja na zawsze zamknieta w klatce swojego portfela, bez wzgledu czy portfel wykonala manufaktura Prady, czy Cepelii czy Stadionu Tysiaclecia. Kazdy chce aby ta obslizgla mamba owijala sie wokol jego szyi, nog I bioder, chce ja pokazywac owinieta wokol nowej nieruchomosci I budtow od XYZ z mediolanu z zielona metka ‘’MADE in…’’na przedzie.

Po czesci to rozumiem, bo ten, kto nigdy nie oddal sie w ramiona mamby, nigdy nie poczul sie jak makowka lub jakis inny pusty owoc, np. Pestka slonecznika. Nigdy nie zrownal sie tak rowno z ziemia jak wirki albo dzdzownica, nigdy nie wyzul sie swojej biologiczno, spoleczno, moralno I cokolwiek tam jeszcze wyzszosci.

Warto czasami zaprzedac sie mambie, aby poczuc smak tej dzikiej greckiej rozkoszy rodem z Wielkich Dionizjow. Poglaskac zwierzaka I dac mu troche przestrzeni zyciowej. Oby nie na dlugo, bo mozna stracic sluch, wzrok I mowe. Mamba potrafi bowiem – swoim jadem, gdy wsciekla – sparalizowac nawet tak wielka osobe jak Agata Wrobel.


Wrocilam, tego dnia I tego lata do mieszkania, myslac nadal o Angelice I przy dzwiekach Ciechwskiego wydobywajacych sie z mojej prznosnej mikro Polski - mikro swiata zasnelam. Po chwili Otworzylam oczy, myslac iz kolejna katastrofa techniczna, gdyz glos Grzegorza bardziej przypominal przeszywajacy pisk malego kociaka. W rzeczywistosci, nie byly to zadne halucynacje,ani zaden techniczny feler. Kier usiadl na plocie I wyl domagajac sie jedzenia. Butelka Mleka z Tesco w dzisiejszych czasach – nie zaspakaja wymagan dachowca.

2.

Kiedy w ubieglym roku koledzy z Klasy nazwali mnie Matka Polka, myslalam, ze chce zapasc sie pod ziemie, bo poczulam sie Jakas renata Beger skrzyzowana z Jagienka I Antonina Krzyszton. Podobno to mialabyc pochwala, ale chlopcy, bedac XY z Polskim Paszportem nie znali znaczenia frazy Matka Polka. W szkole nam grail Maki na Monte Cassino, Gaude Mater Polonia, czytalismy wiersze Baudelaira a ja myslalam, ze peknie mi sluzowka zoladka I kwas rozleje sie po moich wnetrznosciach rozwiazujac dzialania na logarytmach, ale nie nuczyli nas znaczenia slowa Matka Polka. Widocznie – w dzisiejszych czasach wazniejsze jest w szkole sredniej posiadanie wiedzy na temat wytwarzania I produkcji wlokna syntetycznego popartych rownaniami chemicznymi, niz umiejetnosc zawiazania sznurowki.

Slowem, czulam sie wtedy nieswojo. Czulam sie taka lala w wypchanym swetrze otoczona genialnymi Dodami cytujacymi wierszyki. Bylam parszywie alternatywna, czytajac Polska literature, afiszujac sie ze Lubie tylko Amerykanska. To bylo wielkie lganstwo, bo znalam tylko dobrze jedna ksiazke ‘’Buszujacego w Zbozu’’ . Byl to jeden z momentow, kiedy postanowilam, ze zanim rozsypia moje prochy, chce zobaczyc USA. Nie pamietam ile mialam lat stwierdzajac to, ale na pewno jeszcze nie mialam dowodu w kieszeni ze zeskanowanym wlasnrecznym podpisem. Pozniej byl Jack Kerouac ktory utwierdzil mnie w przekonaniu, ze siedzac w jednym punkcie omina mnie wszystkie skladowe tej wielkiej sily jaka jest zycie.

Moja szkola miescila sie w strefie city, wlasciwie w strefie starego miasta. Nietypowa szkola na cmentarzu. Najbardziej lubilam, kiedy zakwitly lipy I mozna bylo usciasc na laweczce, uwazajac aby nie zrobic sobie pieczatki golebimi ekskrementami – ktorych pelno bylo,albowiem ich mieszkanie to maly placyk tuz nieopodal strefy starego miasta, wrosniety niczym stopa mszaka w gametofit nowego miasta. Lubie te golebie karmione zwiazkami organicznymi z Pobliskiego Netto. I lubie karmiacych odurzonych wonia browaru I miejskiej spaliny.

Spedzilam tam kilka lat, kilka lat swojego okresu adolescencji. Niejednokrotnie mialam wrazenie, iz jestem alter ego Gombrowiczowskiego Jozia, pojecie upupienia nie bylo mi obce. Najbardziej mnie upupila modliszka, ktora podobno – zaraz po procesie upupiania calkiem sporej populacji wyjechala na emigracje. Typowy przyklad pokolenia 70/80. Moze upupia teraz garnki przy zmywaku lub kozy, a moze zwiazki chemiczne. Nie ma to dla mnie najwiekszego znaczenia, niech slucha Techno i cieszy sie niebem.

W szkole uczylam sie sztuki obserwacji i poznawania ludzkich charakterow. Z pewnoscia - jezeli kiedys ktos odwazy sie dac mi jakies profesjonalne uprawnienia, chcialabym odwolac sie do niektorych przypadkow, np. do czlowieka, ktory spi z otwartymi oczyma. Ale to daleka przyszlosc.

Szkola wmowila nam, ze jestesmy z tej lepszej warstwy, z tej gornej powloki, tzn. Elity. Niektorzy w to bardzo uwierzyli tworzac swoje mini - kola walsnej adoracji, podpisujac pakt na zalozenie wirtualnego swiata i ignorowanie tych ''innych''. Takie male stany, niestety, nie zjednoczone, nam powstaly w lokalnej szkolnej spolecznosci. Byla roznica Polnoc - Poludnie, bylo tez kikla wysp, terytoriow niezaleznych. O tych lubiono dyskutowac, czasami probowano je wcielic do ktoregos stanu. Z roznym skutkiem.

Niewatpliwie, szkola wyksztalcila znakomity system, podejrzewam iz to dzielo naprawde utalentowanego inzyniera. Mianowicie - kody kreskowe i etykiety. System byl niezwykle precyzyjny, kazdy uczen posiadal okreslony kod kreskowy, pod wplywem skanerow - mozna bylo odczytac dane o nim ktore, z reguly, byly niezmieniane od dnia rejestru w budynku. Kodowanie bylo sprytna i latwa metoda, ktora ulatwiala zycie kazdemu prowadzacemu zajecia. Oczywiscie, byly wyjatki, ktore odstepowaly od tej zasady od czasu do czasu, pod wplywem jakis cudownych nawrocen, oswiecen, itp. System ten wprowadzil podobno Jankiel, jeszcze wtedy kiedy Gierek nie dosiegal do klozetu.

O Jankielu uslyszlam pierwszy raz gdy stracilismy w gronie szkolnych obywateli Straznika Texasu. Zwykly chlopak, wytarta kamizelka jeansowa z second handu, solidne, brazowe skorzane lsniace martensy z reyneczku, pielegnowane pasta uniwersalna w metalowej tubce. Flanelka w szkocka krate, czerwone policzki I lekko rozwiany , nierowno przystrzyrzony blond wlos. Texas mial zawsze kilka srebropodobnych bransolet z symbolami zespolow rockowych I ich kultury. Czasami zdobywal sie na mala ekstrawagancje I zakladal do szkoly spocona koszulke z motywami cannabis. Wszyscysmy byli wtedy w tych zimnych poniemieckich murach odurzeni I na haju. Wlaczajac w ta cala orgie goga prowadzacego.

- Idziemy dzisiaj do Jankiela, Kaska? – zapytal Teksas Kaske, czlonkinie klubu Vivy ‘’ Plastikowe Torby etc’’
- Sluchaj, no, wlasciwie, no, nie wiem, no, mamy ten, no, sprawdzian, no, bede robic sciagi no wiesz, nie jarze z tego nic, czaisz?
- To nie ma najmniejszego znaczenia, mozemy zawsze spotkac sie z Jankielem. Wiesz ze to pilna sprawa I nie mozemy tego w nieskonczonosc odkladac.
- No, jak myslisz tak, to Ok.

Texas z Kaska zwiali z religii tego dnia. Nie bylo to wcale nowoscia. Nikt nie lubial religii, nawet Ci bardzo religijni ktorych rodzice byli w takich organizacjach jak Akcja Katolicka albo KRM. Religia to byla w ostatniej klasie polskiej sixth form academy – w oczach rozsadnego I praktycznego czlowieka, strata czasu, strata nie powetowana, w tym czasie mozna bylo zamiast sluchac o metodach naturalnych zapobiegania ciazy rozwalic zadanko z matmy albo symalbussa maturalnego. Siedzacy I udajacy ze sluchaja, ociekali hipokryzja. Chodzili tylko po to, aby babcia z dziadkiem dali im troche mamby na koniec miesiaca. Kolejnym powodem chodzenia na religie byla Koleda I wizyta ksiedza z parafii. Trzeba polozyc zeszyt I zdobyc stempel. Dlatego trzeba chodzic na religie I pisac od czasu do czasu, bo ocena jest za zeszyt. Gleboko wierzacy ozdabiali zeszyt kolorowymi dlugopisami – na czesc mamony babci I dziadka I ku chwale tradycji katolickiej rodziny.

- Sluchaj, ja nie mam sily, musimy z tym skonczyc rozumiesz, no, ja chce normalnie, studia, matura , rozumiesz – Blagala Texasa Kaska, stapajac bo drewnianych schodach prowadzacych do mikroskopijenego mieszkanka visavis Zydowskiej knajpy.
- Przestan, stalo sie. Ucieklismy z religii I nie ma odwrotu, rozumiesz, nie ma ‘’cofania’’ tak jak u Ludwisia na prawku – odrzekl z mina DW Busha, Texas
- Hehehe, no,wiesz no, zawsze musisz wywalic ten motyw. Za mocny jestes – na twarzy Kaski pojawil sie niepewny usmiech a krew troszke sie rozgrzala na mysl o Ludwiku, prawku I fazie w mateczniku po kilku galonach Zuberka.
- Motyw jest taki ze dzis zalatwimy te sprawe raz na zawsze, Kaska. Slyszysz do cholery, bedzie to od dzis dnia temat zamkniety dla Ciebie I dla Mnie, dla Nas – rzekl stanowczo Texas. Ale powatpiewal w to co mowil, albowiem Amare simul et sapere ipsi Iovi non datur, I nawet Texasowi ciezko bylo myslec w tej chwili racjonalnie.
- No, wierze ci, Aurelii..wiem, wierze Ci, ze to bedzie juz ostatni raz.
- Tak, Kasiu. Skonczymy z tym I wiecej nie bedziemy musieli uciekac z religii – nigdy wiecej w naszym zyciu.

Zerwalo sie straszne wiatrzysko. Ton wody na rzece wzburzyla sie, pieniac sie niczym fale morskie zapowiadajac typowe, szare, wschodnioeuropejskie popludnie.

- Teksas zapukal do drzwi. Stare drewniane, czerwone wrota otworzyly sie. Zobaczyli Jankiela. Byl ziemisty na twarzy, a na dolnej nogawce jego pizamy widniala bialo niebieska szescienna plama.

- JA…JA…nkiel.

To be continued.

paulina_koala
Stara się tutaj zaglądać

  • Posty: 19
  • Dołączył(a): Wt 28 lis, 2006 18:17
  • Lokalizacja: SZCZECIN / NE29 NORTH SHIELDS

Wt 17 kwi, 2007 15:35

Eva napisał(a):...faktycznie w opowiadaniu mozna dostrzec kilka bledow stylistycznych lub skladniowych (...) nie chodzi o to by to wszystko bylo zrozumiale...


Jeśli to było zamierzone, to gratuluję, bo pomysł się udał.

Avatar użytkownika
ramona
Rozkręca się

  • Posty: 83
  • Dołączył(a): Pn 16 paź, 2006 19:52

Wt 17 kwi, 2007 15:57

czekam na ciag dalszy Paulino . pozdrawiam :)

Eva
Weteran

  • Posty: 253
  • Dołączył(a): Śr 22 lut, 2006 06:21
  • Lokalizacja: polska

Wt 17 kwi, 2007 16:42

Paulina_koala..jaka szkoda,ze nie pale ::placz

Avatar użytkownika
Elf
Weteran

  • Posty: 1211
  • Dołączył(a): Pt 12 maja, 2006 07:56
  • Lokalizacja: Skad.juz niewazne,wazne gdzie...

Cz 10 maja, 2007 15:58

http://bershka.blog.onet.pl/2,ID96474170,index.html

a to moje... nieskonczone... jak cala reszta... :neutral: :idea: :shock: 8)

Avatar użytkownika
Ka
Stara się tutaj zaglądać

  • Posty: 25
  • Dołączył(a): Pn 27 lut, 2006 09:19
  • Lokalizacja: El Sztettino/Ncl

Cz 10 maja, 2007 19:16

"Początek zaczyna się od końca...Przynajmniej tak mi się wydaje...Ale wydawać się może...Nieudany związek...kolejny zresztą. Zmiany gdzieś tłoczące się w głowy zakamarkach...Wszyscy wokół na nie..."

Je też jestem na nie. Zdecydowanie.

Avatar użytkownika
ramona
Rozkręca się

  • Posty: 83
  • Dołączył(a): Pn 16 paź, 2006 19:52

Pt 11 maja, 2007 00:26

mnie sie podoba. Ka. Pisz dalej
[ps.] a... jakbys miala ochote pogadac 1360546 . :wink:

Eva
Weteran

  • Posty: 253
  • Dołączył(a): Śr 22 lut, 2006 06:21
  • Lokalizacja: polska

Następna strona Wyświetl posty nie starsze niż: Sortuj wg

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 12 gości

Powrót do POGADUCHY

cron